Taka bransoleta już dawno była w moich planach. Jak tylko kupiłam zapięcie (a o nim później) i rzemień, wiedziałam już, że to kwestia czasu kiedy moje plany się zrealizują. Powstawała w kilku etapach, nie śpieszyłam się, siadałam do niej w przerwach innych prac. Po kilku dniach noszenia zapięcie- choć piękne na początku- wytarło się..... Mnie to nie przeszkadza. Bransoleta jest moja, na ręku tego nie widać... a sam wierzch prezentuje się... powiem tak, wczoraj moja koleżanka usilnie przekonywała mnie że na Jej nadgarstku prezentuje się lepiej :) Nie oddałam (tym razem). ;)
Bardzo ciekawa, nie widziałam jeszcze takiej bransoletki. Szczególnie urzekające są te dagger beads (?) na środku.
OdpowiedzUsuńDzięki. Ja też jeszcze takiej w wersji koralikowej nie widziałam. A daggers'y fajnie dyndają przy bransolecie. pozdrawiam
UsuńTeż bym jej nie oddała nikomu;).Bardzo pomysłowo połączyłaś kolory, koraliki, ściegi.Dało to rewelacyjny efekt:)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Kilka razy do niej podchodziłam, za bardzo serca nie miałam że by ją na "raz , dwa" skończyć. W założeniu miało być kolorowo, czyli tak jak lubię :) pozdrawiam
Usuńświetna bransoletka :) podoba mi się to łączenie różnych form z koralików
OdpowiedzUsuńDzięki Aga, właśnie o to mi chodziło. :) pozdrawiam
Usuńojej.... chyba się zakochałam ...
OdpowiedzUsuń